Żar lał się z nieba. Nie było to niczym wyjątkowym dla kreteńskiego nieba we wrześniu. Nasi potencjalni uczestnicy integracji, zupełnie przeciwnie do założeń organizatorów, w tych warunkach naturalnie wyparowali z terenu objętego przygotowaną przez nas wyjątkowo atrakcyjną przygodą…
Manager hotelu, podwójnie uprzedzony (1. O odbywającym się evencie, 2. DO odbywającego się eventu), tuż przed rozpoczęciem wyjechał na długi branch, wcześniej tylko rzucając przerażonym okiem do hotelowej szatni, gdzie stroiliśmy się w hotelowe prześcieradła i gałązki winorośli.
W strojach, które miały kojarzyć się z mitycznymi postaciami ruszyliśmy dumnie (taszcząc jeszcze amfory z ambrozją) do amfiteatru na spotkanie wiwatującego tłumu... trzynastu osób. Zabawę przygotowaliśmy dla 120 osób (licząc, że zagra prawdopodobnie 100). Pomimo kuszących zapowiedzi i atrakcji całego pobytu przegraliśmy z greckim żarem… pierwszą rundę.
Ariadna została w amfiteatrze, a pozostali, przeciągnięci kluczowymi rolami na boską stronę uczestnicy wraz ze zdyscyplinowaną trzynastką zaczęli nawoływać po hotelowych korytarzach i plaży do spróbowania ambrozji. Po 30 minutach w amfiteatrze rozdzieliliśmy boski nektar pomiędzy 100 osób i Ariadna mogła zaczynać…
NIECH BUTLA WYBORNEGO WINA
NAM ZABAWĘ ROZPOCZYNA
NIECH DOZNANIA I PODNIETY
ODSŁANIAJĄ MITY KRETY!
Sześć zespołów w upalne przedpołudnie rozwijało słynną nić, by wydostać się szczęśliwie z labiryntu boskich i półboskich zasadzek… spełniły się obawy sceptycznego menadżera – na dwie godziny hotel zamienił się w teren szalonych poszukiwań mitycznego punktu – nie było granic, nie było tabu…
Goście hotelowi kibicowali (niektórzy nawet kolaborowali z zespołami), robili zdjęcia albo z ciekawością przyglądali się poczynaniom kolejnych grup. Po zdobyciu wieńca laurowego przez zwycięski zespół i wielkim finale w amfiteatrze, uczestnicy długo trwali w rolach (niektórzy pozostali w swych boskich strojach już do końca dnia) i żywo dyskutowali o przebiegu zabawy.
Pomijając naszą boską satysfakcję z przeprowadzenia udanej zabawy, co się wydarzyło? Co zobaczyliśmy?
Dorosłych ludzi, którzy najpierw odgrodzili się „swoją dorosłością” (zażenowaniem?) od propozycji zabawy. A kiedy udało się wprawić w ruch konwencję i włączyć do gry większość osób, wszyscy przekroczyli z animuszem granice obciachu i zatracili się w zabawie JAK DZIECI, pokazując się innym i sobie samym z innej (?!) strony.
No właśnie. Z jakiej innej? Z właściwej przecież.
W tym szaleństwie jest metoda – pisał poeta.
No właśnie. Nasze gry i zabawy to również powrót do takiego Dzieciństwa. Nie namawiamy do regresingu, ale do nieskrępowanego powrotu w świat, w którym wszystko było możliwe.
Ostatnio usłyszałem w monodramie Tomasza Kota:
„Kiedy jesteśmy dziećmi jak najszybciej chcemy być dorośli, bo dorośli są wolni i robią co tylko zechcą. Kiedy stajemy się dorosłymi, chcemy być jak dzieci, bo dzieci są wolne i robią co tylko zechcą…”
No to chciejmy.